Dzień 4 – Droga przez mękę – 289km
Od samego rana coś wisiało w powietrzu. Ten dzień nie mógł być dobry. Od wyjechania z hostelu korek. No masakra. Plan był by pojeździć sobie po Szwajcarii i przekimać się przy sąsiednim jeziorze, ale po staniu 2h w korkach plan się diametralnie zmienił. Autostrada i nad morze. Niestety tam wcale nie lepiej. Same portowa miejscowości i mega korki. 20km w 2h. W trakcie motocykl zaczyna przerywać i gasnąc. Normalnie załamka. Zatrzymałem się na stancji benzynowej i padła decyzja jak najszybszego znalezienia jakiegoś noclegu.
Mijałem po drodze kilka kempingów, ale ceny z kosmosu. Czasami nawet po 30-40e za noc. Po raz kolejny skręcam za drogowskazem na kemping. Tym razem droga jedzie daleko w góry. Jakieś małe uliczki i dojeżdżam do chyba dawno zapomnianego kempingu. Nikogo nie ma, ale jakiś przechodzący gość mówi bym się rozbijał, a później ktoś przyjdzie. Na szyldzie jest 19e. Trudno, zostaje.
Znalazłem fajny kawałek płaskiego gruntu. Rozbijam namiot i nagle słyszę głośne „Dzień dobry”. Odwracam się, a na górce stoi jakaś dziewczyna i mówi: „Prowadzę tu z mężem małą restaurację, jak jesteś głodny to zapraszamy”. Wszędzie Polacy 😀
Jedzenie było pyszne 🙂
Po powrocie z restauracji zacząłem zwiedzać ten piękny kemping. Za 19e. spodziewałem się trochę lepszego standardu, ale trudno. Jutro uciekam z tych przeklętych Włoch.
|
|
|
|
|
|





